Rękodziełem interesowałam się od najmłodszych lat, a poważnie zajęłam się w 2008 roku, kiedy to zrodził się pomysł, aby zaproszenia na chrzest dla syna wykonać samodzielnie. Tak poznałam scrapbooking, a papierowe cuda skradły mi serce. Powoli rozwijałam technikę. Pojawiły się kartki, notesy, albumy. W 2009 roku założyłam działalność gospodarczą i z powodzeniem zaczęłam sprzedawać swoje wyroby.
Lubię się rozwijać i poznawać nowe techniki, więc za jakiś czas do oferty dołączyły drewniane dekoracje wykonane techniką decoupage oraz metalowe zakładki do książek. Potem przyszła pora na makramę i zachwyt nad sznurkiem, z którego można było wyczarować cuda.
Ceramika nadeszła zupełnie niespodziewanie i bardzo spontanicznie, to było kilka lat temu. Zachwyciły mnie ceramiczne zawieszki i najpierw chciałam kupić kilka sztuk. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie zaczęła przeglądać czeluści Internetu. Tak się zachwyciłam możliwościami, które daje ta technika, że zapragnęłam wykonać podobne cuda samodzielnie. Kocham kolory, faktury i wzory, a tutaj możliwości są nieskończone. Dołączyłam do ceramicznych grup i zaczęłam marzyć o własnym piecu. A jak wiadomo – marzenia trzeba spełniać!
I tak jak dyktowało serce, zamówiłam piec, nie mając wtedy jeszcze żadnych umiejętności i doświadczenia w pracy z gliną. Czułam jednak, że to będzie TO! W czasie kiedy piec produkował się w fabryce w Niemczech, ja pogłębiałam swoją wiedzę ceramiczną. Czytałam książki, oglądałam filmy na YouTube, zadawałam mnóstwo pytań na grupach. Chłonęłam wiedzę jak gąbka. Kupiłam pierwszą paczkę gliny, kilka szkliw i zaczęłam lepić. Fascynacja rosła z każdym dniem. Pierwszy wypał w piecu — cieszyłam się jak dziecko! Prawie wszystko się udało! Machina ruszyła i zaczęłam sprzedawać swoje wyroby z powodzeniem. Potem dokupiłam koło garncarskie, wybrałam się na kilka lekcji z toczenia u zaprzyjaźnionej osoby i kolejne marzenie o własnych kubkach i misach zostało spełnione.